+5
jollka 12 października 2014 17:38
Relacja z Singapuru: https://jollka.fly4free.pl/blog/232/singapur-jawa-karimunjawa-i-bali-singapur/
Podobnie jak w Tajlandii, tutaj również chcieliśmy odwiedzić jakieś mało uczęszczane przez białych turystów miejsce. I tak znalazłam Karimunjawę. To archipelag 27 malutkich wysepek, z których tylko kilka jest zamieszkanych, a reszta to bezludne maleństwa. Wyspy tworzą Morski Park Narodowy Karimunjawa. Myślę, że turystyka masowa nie dotarła tam z powody odległości od lądu - 100 km. Wprawdzie kursują tu promy i szybkie łodzie, ale tylko 1 - 2 razy dziennie. A dotarcie do portu i przeprawa na wyspy to prawie cały dzień, no i trzeba zboczyć z turystycznego szlaku. Większość turystów jedzie z Yogjyakarty na Bromo i Karimunjawa jest im bardzo nie po drodze. Dla nas to lepiej :) Nie wiemy, o której odpływa prom, w necie informacje są rożne. Z duszą na ramieniu startujemy o 4 rano do Semarang, potem przesiadamy się do Jepary. Niestety, prom odpłynął godzinę temu. Wiadomo, co oznacza dzień straty w tak napiętym planie - będziemy krócej na Bali. W dodatku rejsy droższymi szybkimi łodziami są niedostępne, bo zostały wykupione przez indonezyjskie biura podróży. Tak naprawdę szybkie łodzie dla nas turystów nie są drogie, a płyną 3 razy szybciej niż prom. Jeśli ktoś chciałby wystartować na Karimunjawę z Yogjyakarty, to proponuję odwiedzić tamtejsze biura podróży, pewnie maja pakiety z szybkimi łodziami. Mądry Polak po szkodzie :( Spacerując w porcie i miasteczku mamy wrażenie, że jesteśmy pierwszymi białymi w okolicy. Ludzie nam machają i pozdrawiają. Robimy zapasy owoców na podróż i jemy najlepszą dotychczas zupę soto.
Idziemy o świcie kupić bilety i widzimy potężną kolejkę do kas. Oj, niedobrze. Biletów wystarcza, ale czujemy, że będą kłopoty z noclegiem na Karimun. Przed wejściem na prom stoją panie sprzedające różności do jedzenia. Kupujemy kilka tajemniczych zawiniątek w liściach bananowca plus banany w cieście i ruszamy. Rejs promem (6 godz.) nudny do bólu, w tle ciągną się indonezyjskie telenowele, w których grają bohaterowie głównie z jasną karnacją. W końcu wyłania się Karimun - jest górzysta, trochę dzika i prawie nie ma plaż. Wiemy tylko, że potrzebujemy rikszarza, któremu mówimy nazwę hotelu na wodzie i już. Riksza zawozi nas do nabrzeża, w oddali widać domki na wodzie. Niestety, chłopak od hotelu w zasadzie nie mówi po angielsku, ale w końcu domyślamy się, że hotelik jest pełny. No to mamy problem, bo na wyspie prawie nikt nie mówi po angielsku. Na szczęście niedaleko portu widzieliśmy w malutkim turystycznym biurze białą dziewczynę, więc jest nadzieja na angielski :) Dziewczyna okazuje się Holenderką, która zakochała się w "tubylcu" Jojo i prowadzą od kilku miesięcy razem biuro "Jojo" oraz mały home stay. Uświadamiają nam, że trafiliśmy na jakieś ferie w szkołach i wszystko jest pozajmowane. Oni wprawdzie mają wolny pokój, ale od jutra. Moglibyśmy nocować na plaży, gdyby przy wsi była plaża :) Jednak po kilku telefonach Jojo znajduje nam pokój, my zamawiamy następne noclegi u nich oraz wycieczkę i skuter. I wszyscy są zadowoleni ;) Jojo, widząc jak jesteśmy padnięci, zawozi nas nawet swoim skuterkiem na kwaterę. Wieczorem na tarasie naszego schroniska odbywa się koncert na przedziwnych instrumentach, pokaz ludowego śpiewu i dawnego tańca. Schodzi się cała wieś, trochę przejezdnej młodzieży, prowadzący dziadzio próbuje wyciągnąć mnie na scenę, ale się nie daję :) Jakbym zatańczyła to byłby cyrk i profanacja, a nie koncert :)
, , , ,

Następnego dnia bierzemy skuterek i jeździmy po wyspie. Drogi są dziurawe, ale jedzie się fajnie, wszyscy nas pozdrawiają, dzieciaki wrzeszczą "hello mister", wokół mnóstwo zieleni. Wiozę na plecach płetwy i maski do snorkowania, więc wyglądamy zabawnie. Niestety plaż jest mało, są ekstremalnie wąskie i niezbyt czyste. Szukamy pewnej najładniejszej plaży na Karimun, ale nie znajdujemy. W końcu jedną widzimy, lokujemy się z dala od palm kokosowych (spadające kokosy!) i moczymy się w ciepłej wodzie.
, , , , , , ,

Kupiliśmy też bilet wstępu do lasu namorzynowego Przez las ciągnie się drewniany podest, jest duszno i malarycznie, tajemniczo. Rozglądamy się w poszukiwaniu węży, ale widzimy tylko jaszczury i błękitne, płochliwe krabiki. Na skraju lasu stoi wysoka wieża obserwacyjna, z której roztacza się świetny widok na okolicę. Warto tu przyjechać, bo rzadko jest okazja zobaczyć ten niezwykły ekosystem od środka.
, , , ,
Kolejny dzień to snorkowanie i obiad na bezludnej wysepce. Jojo zapewnia, że nasza łódź ma dwa silniki i jest szybka. Na nabrzeżu widzimy mocno wysłużone łodzie i jedną wyjątkowo brzydka krypę. Żartujemy, że to pewnie nasza. Po chwili przychodzi załoga i przywołuje naszą grupkę. Oczywiście, ta rozwalona krypa jest nasza ... Dobrze, że mamy kapoki. Krypa jednak jest szybka i daje radę. Wcześniej Jojo mówi nam, że trzeba snorkować w kapoku, bo większość Jawajczyków nie potrafi pływać. Na szczęście dla dobrze pływających i chcących zanurkować głębiej przymykali oko na brak kapoka. Rafa nie jest zachwycająca tak jak np. przy Egipcie, ale dla początkujących może być. Wyrzucamy trochę ryżu do wody i podziwiamy chmarę kolorowych rybek wcinających nasz ryż. Bardziej widowiskowe były maleńkie wysepki otoczone białymi plażami czy wysepki z palmami a'la fototapeta z lat 90. Przycumowaliśmy na jednej z takich maleństw, a załoga zaczęła się krzątać wokół obiadu. Jawajska młodzież się rozbiegła robić foty do facebooka, w końcu dopadła i nas, białych ludzi. Razem z poznanymi Łotyszami zostaliśmy obfotografowani i naprawdę nie wiem na ilu facebookach jesteśmy :) Po lekturze blogów podróżniczych byliśmy przygotowani na ten zwyczaj, nawet sympatyczny, choć czasami czuliśmy się jak małpy w zoo. Obiad był prosty, ale pyszny: zębata ryba z grilla, ryż, piekielna sałatka z ogórka, arbuzy i sok. W drodze powrotnej popłynęliśmy do pięknej plaży z palmami. To chyba najładniejsza plaża na Karimun, przygotowana na takie wycieczki jak nasza, ale bez kiczu i głośnej muzyki. Jest kilka stoisk z przekąskami typu banany w cieście, kokosy i napoje. Miejscowe kobiety siedzą sobie na piasku i obserwują przyjezdnych, chłopcy grają w karty.
, , , , , , , , , , , , , , , ,
Ostatni wieczór spędzamy znowu w jadłodajni pod chmurką i jemy znakomitą rybę z grilla z ostrym sosem oraz zupę bakso z klopsikami.
, , ,
Rankiem okazuje się, że Jojo dowiedział się od kumpli z portu, że prom będzie zapełniony i pobiegł kupić nam bilety. Oto jacy uczynni potrafią być Indonezyjczycy. A przecież mógł nam tylko powiedzieć, żebyśmy pędzili do portu, bo bilety się kończą. Serdecznie żegnamy się z gospodarzami i płyniemy na Jawę.
Relacja z Jawy: https://jollka.fly4free.pl/blog/313/singapu-jawa-karimunjawa-i-bali-jawa/
Relacja z Bali: https://jollka.fly4free.pl/blog/371/singapur-jawa-karimunjawa-i-bali-bali/

Uwagi: Przyjeżdżając na Karimunjawę należy mieć gotówkę, bo nie ma tu bankomatów. Podczas wysokiej fali promy i łodzie nie kursują, więc można tu utknąć. Koniecznie trzeba mieć repelenty.

Dodaj Komentarz

Komentarze (4)

lordowski 29 lutego 2016 15:17 Odpowiedz
Jollka, masz może gdzieś namiary na Jojo?? Wybieram się w tamtym kierunku w wakacje 2016 roku.
jollka 29 lutego 2016 15:44 Odpowiedz
Bardzo proszę: http://www.jojohomestay.com/contact/
lordowskiJollka, masz może gdzieś namiary na Jojo?? Wybieram się w tamtym kierunku w wakacje 2016 roku.
lordowski 29 lutego 2016 18:25 Odpowiedz
jollkaBardzo proszę: bardzo dziękuję :) http://www.jojohomestay.com/contact/
lordowskiJollka, masz może gdzieś namiary na Jojo?? Wybieram się w tamtym kierunku w wakacje 2016 roku.
lordowski 29 lutego 2016 18:26 Odpowiedz
Bardzo dziękuję
lordowski
jollkaBardzo proszę: http://www.jojohomestay.com/contact/
lordowskiJollka, masz może gdzieś namiary na Jojo?? Wybieram się w tamtym kierunku w wakacje 2016 roku.