+4
jollka 6 października 2014 20:38
Po kilku dniach spędzonych na zwiedzaniu Bangkoku czas na dzikie oblicze Tajlandii – Koh Tarutao. Lecąc z Bangkoku do Hat Yaji główkujemy, jak dostać się do portu Pak Bara. Los się jednak do nas uśmiechnął i po wylądowaniu zauważamy grupkę Francuzów szukających transportu do Pak Bara i na Koh Lipe. Zagadujemy ich i po wspólnych negocjacjach wynajmujemy busik do portu. Naszym celem jest dzika Koh Tarutao, jednak tego dnia nie ma już łodzi na tę wyspę, a jedynie na maleńką Ko Lipe. A ponieważ Koh Lipe także chcemy zobaczyć, więc decyzja zapadła - Koh Tarutao poczeka. Jazda z szalonym kierowcą spieszącym się na ostatnią łódź na Koh Lipe, to osobna historia. Po drodze łapie nas jeszcze burza, ale dojeżdżamy w jednym kawałku. Wskakujemy do szybkiej łodzi i trafiamy na następnego szaleńca, który zakłada się z jadącą z nami Tajką, że pobije jakiś rekord dopłynięcia na wyspę. Może i tutejsi mężczyźni wyglądają niepozornie, ale fantazję mają ułańską.
Koh Lipe jest piękna, z piaskiem delikatnym jak mąka, ciekawa do nurkowania, z cichymi kawiarniami oświetlonymi wieczorem świecami ale... no właśnie, na tym jej atrakcje sie kończą. Spacer wokół wyspy zajmuje jeden dzień :) To wyspa kameralna, dobra na wypoczynek, bujanie w hamaku, lenistwo. Jeśli ktoś lubi ciszę to polecam bugalowy na przeciwnym krańcu wyspy. Można tam dojść piechotką, bo wyspa jest maleńka.
, , , , , , , ,
Po dwóch dniach byczenia się w końcu dopływamy na Ko Tarutao. Turystów, którzy chcą mieszkać bliżej dżungli dowożą ciężarówką i czekają, czy ktoś się nie rozmyśli i nie zechce wrócić do domków przy porcie. A bywają i tacy, skromne warunki i brak typowych atrakcji niektórych zniechęca. W sumie na całej wyspie przebywa jednorazowo ok. 70 turystów. Widok z domku mamy przepiękny. Z jednej strony morze, z drugiej gaj kokosowy i tajemnicza dżungla. Po rozpakowaniu idziemy coś zjeść i pytamy kucharza o ciekawą trasę na popołudnie. Mówi, że po przejściu 3 km w dżungli jest wodospad. Pan ostrzega przed makakami, które czatują przed dżunglą i oczekują myta za przejście :) Ok, dla nas makaki to żaden problem, ale tak może pomyśleć tylko ktoś, kto się z nimi nie zetknął na ich terenie - czyli my :) Przewodnik stada jest tak natarczywy, że w końcu ja, miłośniczka przyrody, biorę grubego kija i straszę małpiszona. W końcu spuszcza z tonu i zajmuje się obgryzaniem kokosa. Idziemy i idziemy, a po wodospadzie ani śladu. Jest za to parno, pachnąco, cykady ogłuszają, w koronach drzew śledzą nas makaki. W końcu po 3 km pojawia się drogowskaz, że wodospad jest i owszem, ale za 2 km i trzeba się wspiąć ledwo widoczną ścieżką. Chcieliśmy dzikiej natury? no to w drogę...Szlak jest oznakowany zawiązaną niekiedy czerwona niteczką, kilka razy idziemy na tzw. czuja, pod koniec wspinamy się po kamlotach w wyschniętym strumieniu. W końcu pojawia się wodospad, skromnych rozmiarów, bo to pora sucha, ale z możliwością kąpieli. W drodze powrotnej łapie nas ulewa i czujemy się jak Rambo, całkowicie mokrzy, utytłani z błocie, bo ścieżka zamienia się w śliską rzeczkę. Chwila rozmowy o ewentualnym skręceniu nogi, braku zasięgu komórki i zostawieniu poszkodowanego na pastwę zimna dzikiego zwierza i komarów. Człowiek to jednak wie, jak się podtrzymać na duchu  Mimo ulewy wracamy zadowoleni z przygody, a podczas pałaszowania kolacji poznajemy w naszym barze sympatyczną parkę Polaków podróżujących po Azji. Spędzamy wszystkie wieczory razem zafascynowani ich opowieściami z podróży.
, , , , , , , ,
Drugiego dnia idziemy kilometrowymi bezludnymi plażami do przystani obejrzeć malutkie muzeum z historią Koh Tarutao. Tam spotkamy parkę Polaków poznanych na Koh Lipe, którzy zachęceni naszym przykładem przypłynęli na Koh Tarutao. Razem idziemy na najwyższy punkt wyspy i zarazem punkt ewakuacji podczas tsunami. Jakoś nie widzę możliwości szybkiej ucieczki wąską i śliską ścieżką, ale niech będzie. Widok z góry przepiękny, widać kilka bezludnych wysepek i naszą wyspę skąpaną w zieleni.
, , #im21, , ,
Następnego dnia znowu idziemy przez dżunglę, tym razem na cały dzień, poszukać pięknych plaż i wypływającej z gór rzeczki. Z dżungli wychodzimy na plażę i idziemy, idziemy, aż napotykamy rozlewający się strumień słodkiej wody. Nie jest głęboki, leniwie dąży do morza. To najpiękniejsze miejsce na wyspie. Można poleżeć pod drzewami, popływać w ciepłej wodzie. Zero turystów, w oddali tylko kilku mieszkańców łowi ryby, to tzw. Cygani morscy. Piasek jest czyściutki, woda przejrzysta, sielankę psuje tylko ostrzeżenie naszego kucharza o rajach zagrzebanych w piasku. W sumie to nie wiem, jak wygląda raja zakopana w piasku, pewnie wcale nie wygląda, ale wpatruję się uważnie w dno :) Pamiętałam, że to sympatyczne z wyglądu stworzenie zakończyło gwałtownie żywot słynnego łowcy krokodyli. Mimo to jest to jedno z takich miejsc, do których wraca się w myślach w zimowy, szary dzień.
, , , , ,
Kolejnego dnia wdrapujemy się na skały otaczające naszą plażę i próbujemy w ten sposób obejść cypel. Chyba ktoś już to robił przed nami, bo wisi lina ułatwiająca wspinanie. Po kolejnej pokonanej skałce stwierdzamy, że jednak nie chcemy skręcić karku. Wracając podglądamy morskie stworzenia uwięzione w małych oczkach wodnych w skale. Najbardziej podobają nam się jadowite ślimaki - stożki, o pięknych porcelanowych muszlach.
, , ,
Został nam jeszcze jeden dzień, który spędzamy na spacerze po bezludnych plażach, polowaniu z aparatem na warany, cwane makaki i bardziej płochliwe małpy.
Co do dzikiej przyrody…W domku gościmy dużego gekona toke, który przyprawia nas prawie o zawał, gdy o 6.oo rano zaczyna się drzeć. Sąsiedzi natomiast mają dwa wielkie włochate pająki - to ja jednak wolę gekona. W nocy budzą nas jakieś ryki, a że ciemno jak w d... to nie wiadomo, co się dzieje. Rankiem, po oględzinach okolicy domków i kilku plackach, wyjaśnia się, że to bawoły wyszły z dżungli, nocą szwędały się też spore warany z pobliskiego bajorka. Na plaży można obserwować różnej wielkości kraby. Wieczorem w okolice kuchni przychodzi dzika świnia z prosiętami. Wokół domków kręcą się makaki krabojady, które oprócz pogoni za krabami zajmują się kradzieżą jedzenia turystom. Już pierwszego dnia małpa, widząc uchylone drzwi, wpadła do pokoju i chwyciła jedyną, awaryjną zupkę chińską. Ciekawe, jaką minę miała, gdy dobrała się do ostrych przypraw, hehe. Sąsiadowi zwinęła chleb tostowy w sekundzie. Małpy chętnie żywiły się też kokosami, które spadały napoczęte przez małe wiewióreczniki. To raj dla obserwatorów przyrody, takich jak nasz sąsiad, emerytowany Duńczyk, który całe dnie spędzał z lornetką. Jako, że cały czas wypatrywaliśmy węży (takie zboczenie) i ich nie zobaczyliśmy, węże postanowiły się w końcu pokazać zupełnie nieoczekiwanie. Podczas pakowania znajdujemy węża schowanego za plecakiem. Nie wiemy, jak długo tam siedział, bo plecaki były od przyjazdy w tym samym miejscu. Po obfotografowaniu popychamy go lekko kijkiem do wyjścia, opiera się wprawdzie, ale w końcu się poddaje. Po obejrzeniu zdjęcia, kucharz stwierdza, że to młody pyton. I tak to jest na Koh Tarutao, przyroda sama garnie się do człowieka. Zwieńczeniem tych kilku wspaniałych dni są skoki delfinów w naszej zatoce, niestety były za daleko i za krótko, by je sfotografować.
, , , ,
Na koniec kilka zdjęć smakołyków z wysp.
, , , , ,
Informacje praktyczne o Ko Tarutao:
Jest to obszar Parku Narodowego. To miejsce tak odludne, że dawniej było więzieniem, a następnie siedzibą wyjątkowo groźnych piratów. Nie ma tu hoteli, bankomatów, barów, chyba nawet lekarza. Są dwa główne "ośrodki" z domkami i restauracją otwartą w określonych godzinach. Jedyny sklepik jest przy porcie (4 km dalej), również otwarty przez kilka godzin. Prąd jest przez 4 godziny wieczorem. Komórki tracą zasięg. Jest to miejsce dla turystów kochających spokój i przyrodę, niewymagających. Także dla odważnych, bo załatwienie szybkiego transportu do szpitala jest niemożliwe. A są tutaj kobry (sąsiedzi widzieli), jadowite ślimaki morskie czy zagrzebane w piasku raje.





Dodaj Komentarz

Komentarze (11)

neronek 7 października 2014 08:36 Odpowiedz
Ko Lipe to dla mnie także najpiękniejsze miejsce w Tajlandii 3 razy tam bylem , chociaż teraz wróciłem z Filipin a tam z maleńkiej rajskiej Pamilacan i stwierdzam że jest jeszcze piękniej . pozdrawiam neronek
jollka 7 października 2014 13:05 Odpowiedz
Mnie osobiście bardziej podobała się Ko Tarutao, bo ja wolę kontakt z przyrodą i mniej turystów :) Ale wiadomo, że każdy lubi co innego. Ko Lipe wspominam bardzo sympatycznie, jest idealna na relaks, wszędzie blisko, dobre jedzenie, piękne widoki. Bimbając się w hamaku pół dnia, nie masz wrażenia, że tracisz dzień, bo i tak nic nie ma do roboty :) No i ten delikatny piasek...
neronek 7 października 2014 18:36 Odpowiedz
jollkaMnie osobiście bardziej podobała się Ko Tarutao, bo ja wolę kontakt z przyrodą i mniej turystów :) Ale wiadomo, że każdy lubi co innego. Ko Lipe wspominam bardzo sympatycznie, jest idealna na relaks, wszędzie blisko, dobre jedzenie, piękne widoki. Bimbając się w hamaku pół dnia, nie masz wrażenia, że tracisz dzień, bo i tak nic nie ma do roboty :) No i ten delikatny piasek...
dokładnie jest tam coraz więcej ludzi ale ta maleńka Lipe ma swój klimat a co do piasku haha 1kg do Polski przywiozłem z Lipe były problemy na lotnisku w Bangkoku potem w Moskwie dziwili sie nie wierzyli że to piasek chcieli zabrać !! ale się udało
japonka76 9 października 2014 09:46 Odpowiedz
I mieszkaliście z pytonem pod jednym dachem? Ja nie mam tak mocnych nerwów. A wyspy przepiękne.
jollka 9 października 2014 21:04 Odpowiedz
jollka 9 października 2014 21:15 Odpowiedz
japonka76I mieszkaliście z pytonem pod jednym dachem? Ja nie mam tak mocnych nerwów. A wyspy przepiękne.
Pamiętaj, że nie wiedzieliśmy, że z nim mieszkamy :) Chociaż mieszkając w domku, który w niektórych oknach miał zamiast szyb drewniane żaluzje można się było spodziewać, że coś wlezie. Ciekawe, jakbym go spotkała w nocy z latarką (ok 22.30 wyłączaliprąd).
ulasko-88 10 lutego 2016 20:46 Odpowiedz
raja czyli po naszemu płaszczka ;)
jollka 11 lutego 2016 08:35 Odpowiedz
Wiem, co to raja :) tylko nie wiem jak wygląda zagrzebana w piasku ;)
ulasko-88raja czyli po naszemu płaszczka ;)
anna-winkowska 26 września 2016 21:26 Odpowiedz
czy można wcześniej zarezerwować pobyt w takim domku na wysepce czy dopiero jak dotarliście, to znaleźliście nocleg?
jollka 29 września 2016 10:42 Odpowiedz
anna-winkowskaczy można wcześniej zarezerwować pobyt w takim domku na wysepce czy dopiero jak dotarliście, to znaleźliście nocleg?
My pojechaliśmy w ciemno. Tych domków przy porcie i w dżungli jest trochę, a i tak polowa była pusta. Tam docierają najwytrwalsi :) Możesz poszukać w necie, ale wątpię czy wprowadzili rezerwację on-line. Pojedźcie do domków w dżungli, na ciężarówce. jeśli Wam się nie spodoba, to można wrócić i zmienić rezerwację na domek przy porcie. Domki przy porcie są nowocześniejsze, ale i tak wolałabym domki w dżungli przy plaży. Przy porcie 2 razy dziennie są kursy łodzi, więc jest więcej ludzi i większy hałas. Z dżungli do portu można dojść plażą. - najwygodniej i najbliżej. Pojechałabym tam ponownie...
kwasiu 9 sierpnia 2017 22:55 Odpowiedz
jollka
anna-winkowskaczy można wcześniej zarezerwować pobyt w takim domku na wysepce czy dopiero jak dotarliście, to znaleźliście nocleg?
My pojechaliśmy w ciemno. Tych domków przy porcie i w dżungli jest trochę, a i tak polowa była pusta. Tam docierają najwytrwalsi :) Możesz poszukać w necie, ale wątpię czy wprowadzili rezerwację on-line. Pojedźcie do domków w dżungli, na ciężarówce. jeśli Wam się nie spodoba, to można wrócić i zmienić rezerwację na domek przy porcie. Domki przy porcie są nowocześniejsze, ale i tak wolałabym domki w dżungli przy plaży. Przy porcie 2 razy dziennie są kursy łodzi, więc jest więcej ludzi i większy hałas. Z dżungli do portu można dojść plażą. - najwygodniej i najbliżej. Pojechałabym tam ponownie...
A pamiętasz może cenę za taki domek?? Ogólnie na necie wyczytałem, że powinno sie je rezerwować online ale cała strona z rezerwacją wygląda jakby nigdy nie działała ;)